
21-02-2014
W czasach kiedy staliśmy się już w miarę popularną grupą rozpowszechniły się wśród użytkowników zabawki wtykane w złącze komputera tzw. cartridge umożliwiające, a w każdym razie znacznie ułatwiające, działalność o charakterze hakerskim.
Dzięki tym wynalazkom, a dokładniej dzięki zawartej w nich funkcji freeze, banalnie proste stawało się grzebanie w cudzych programach oraz dokonywanie w nich różnego rodzaju modyfikacji. Było to tak proste, że byle kto mógł dowolnie zmodyfikować oprogramowanie lub wręcz je ukraść podpisując jako swoje.
Sami zaczęliśmy padać ofiarami tego typu procederów i nie specjalnie nam się to podobało.
Któregoś razu po szkole siedzieliśmy sobie razem z Hi-Man'em u niego na chacie i główkowaliśmy jak tu wykryć, czy ktoś wszedł do naszego programu za pomocą tzw. freezera. Freezer działał tak, że niejako zamrażał pracę komputera umożliwiając osobie freezującej modyfikowanie pamięci, po czym komputer mógł kontynuować pracę dalej.
Z punktu widzenia oprogramowania takie zamrożenie pracy było całkowicie niewidoczne. Ale czy rzeczywiście? Przecież po wciśnięciu przycisku freeze muszą gdzieś zostać zapisane bieżące rejestry procesora i inne duperele. A gdzie jest jedyne miejsce w pamięci gdzie coś takiego można bezkarnie zapisać aby nie naruszyć bieżacych danych freezowanego programu? Tu nagle spłynęło na nas oświecenie. Eureka! Oczywiście, że tylko na stosie procesora.
Natychmiast zrobiliśmy jakiś próbny programik, który umieścił w odpowiednim miejscu na stosie napis QUARTET. Po wykonaniu freeza napis ze stosu zniknął. Eksperyment powtórzyliśmy na wszystkich dostępnych w owym czasie Cartridge'ach (Final 2, Final 3 oraz oczywiście Action Replay).
Działało bez pudła. Zatem nadszedł czas by to wykorzystać w praktyce. Ale o tym już w innej opowieści zatytułowanej "Koń Trojański".
Jemasoft / QUARTET