Jemasoft - moje wspomnienia

17-06-2002

"Gdybym mocno pomyślał przypomniałbym sobie
mój pierwszy komputer Commodore 64"


                                                                     / Forrest Gump

O ile dobrze kojarzę był to koniec 1984 roku. Byłem wówczas uczniem 1 klasy Technikum Mechaniczno-Energetycznego w Szczecinie w specjalności elektronika. Komputer był kupiony za ok. 800 DM co w tamtych czasach było kwotą, która przyprawiała o niewyobrażalny zawrót głowy przeciętnego Polaka. Przypomnę tym co się później urodzili, że były to czasy kiedy trwał twardy komunizm a na zachód mogli wyjeżdżać jedynie nieliczni. Niemcy podzieleni byli na dwa kraje RFN (Republika Federalna Niemiec) czyli inaczej BRD (Bundes Republik Deutschland) czyli tzw. zachód oraz NRD (Niemiecka Republika Demokratyczna) czyli DDR (Deutsche Demokratische Republik) czyli Niemcy Wschodnie. Przelicznik złotówki do marki był taki, że ci co byli w posiadaniu ok. 3000 DM poważnie myśleli o rozpoczęciu budowy własnego domu. Byłem jednak wyjątkowym szczęśliwcem posiadający rodzinkę w RFN i udało się. Dodatkowo muszę przypomnieć, że komputer należało przemycić przez granicę RFN gdyż obowiązywało embargo COCOM'u na wywożenie nowoczesnych technologii na wschód. Niemcy zachodni jednak interesowali się umiarkowanie tylko tym co się do nich wwozi a prawie w ogóle nie obchodziło ich co się wywozi. 



Tu muszę wtrącić małą historyjkę aby należycie przybliżyć ówczesne układy geopolityczne. Niemcy wschodnie, czyli tzw. DDR (dziś DDR kojarzy się wyłącznie z rodzajem pamięci) mieli stanowczy zakaz wyjeżdżania gdziekolwiek, a do RFN (Republika Federalna Niemiec) w szczególności. Polacy, jako naród zawsze wywrotowy, mieli bardzo umiarkowaną możliwość odwiedzania swoich rodzin w RFN na specjalne zaproszenie. Widząc to faszyści z DDR (bo trzeba wam wyjaśnić, że większość Hitler Jugend została po wojnie w części wschodniej) za wszelką cenę starali się utrudnić proces przejazdu bratniego narodu socjalistycznego przez swoje ziemie, taka zżerała ich zazdrość. Jak się później dowiedzieliśmy z pewnego artykułu w naszej prasie, wyciskającego łzy ze śmiechu, z DDR mogli wyjeżdżać jedynie następujący ludzie: 



1. Aparatczycy partyjni o niezwykłych wprost zasługach i opinii.

2. Emeryci i renciści.

3. Niepełnosprawni (zwłaszcza umysłowo).

4. Zwłoki kogoś z rodziny.



Byłbym chory, gdybym w tym miejscu nie wtrącił pewnej anegdoty z życia mojej rodzinki, mam nadzieję interesującej. Otóż w tamtych czasach mój wuj kupił swojemu synkowi w RFN zabawkowy pistolet metalowy na kapiszony. Kiedy wracał do kraju musiał przekroczyć granicę RFN/DDR i tu zaczęły się prawdziwe schody. Szalenie inteligentny celnik z DDR zobaczył rewolwer i zdębiał od tego widoku. Natychmiast zażądał od wuja pozwolenia na broń a cały samochód został skierowany na gruntowną kontrolę z rozkręceniem na części pierwsze włącznie (hehe, powracają wspomnienia n-tego odcinku serialu dokumentalnego "Granice" - przyp. webmaster). Kiedy mój wuj się gęsto tłumaczył celnikowi łamanym niemieckim, celnicy z RFN dosłownie sikali w gacie i wili się na glebie ze śmiechu widząc całe zajście. Po ok. 12 godzinach błyskotliwi celnicy doszli do wniosku, że w zasadzie jest to przejazd tranzytowy w związku z czym zasadniczo nic ich to nie obchodzi, że ktoś przewozi broń, byle tylko ta spluwa dotarła do drugiej granicy i to w ściśle określonym czasie. W związku z tym zabawka została pieczołowicie zaplombowana w worku foliowym i wykonano telefon na granicę z Polską, że dotrze tam jeden taki typ z zaplombowaną bronią o tej i tej godzinie. Wujas się spakował i pojechał czym prędzej do Polski. Zajeżdża na granicę, a tu cała kołomyja zaczyna się od początku. Znowu faszysta żąda pozwolenia na broń pomimo, że gość właśnie opuszcza ulubiony DDR. Po kilku godzinach postoju celnicy niemieccy stwierdzają, że plomby na broni są nienaruszone, a zatem wypuszczą wuja do Polski, niech nasi się martwią. Polak po zobaczeniu stosownych dokumentów stworzonych przez potomków Hitlera pyta się o pozwolenie na broń. Wujas opowiedział swoją całą historię zajścia i polski celnik kazał sobie pokazać to zabójcze narzędzie. Po rozpakowaniu i wysłuchaniu całej historii nasi celnicy przez godzinę nie mogli się ze śmiechu podnieść z ziemi. Gdy wreszcie łzy radości pozwoliły im na pełnienie czynności służbowych, odprawili z honorami wuja i wyjaśnili, że w DDR pracują celnicy debile, którym wszystko kojarzy się z bronią a samochody obwąchują o wiele bardziej wyczulone dupiaste niemry, zamiast szkolonych psów. 



No i w powyższych warunkach moja kuzynka przemyciła Commodorka do Polski. Nasi celnicy też jednak nie grzeszą rozumem i magnetofon Datasette chcieli oclić jako magnetofon stereofoniczny. Mój ojciec napisał od decyzji odwołanie, ale nic to nie pomogło, tak więc pamiętajcie drodzy rodacy: UŻYTKUJĄC MAGNETOFON DO C64 UŻYTKUJECIE SPRZĘT STEREOFONICZNY O CZYM ZAPEWNE NIE WIEDZIELIŚCIE BO GŁOWICA JEST NA OKO MONOFONICZNA. Urzędnik jednak wie lepiej i tak pozostało do dziś :-) 



Początki były bardzo trudne. Nie było na rynku dosłownie żadnej literatury o C64, a co gorsza nie było oprogramowania, bo sprzęt posiadali bardzo nieliczni. Spędziłem bardzo dużo czasu na nauce języka Basic, mając do dyspozycji jedynie oryginalną instrukcję od kompa w języku krzyżackim, którego wówczas nie znałem. Wynikiem nauki było napisanie wielu programów, których już nie pamiętam oraz jednej gierki zręcznościowej, w której strzelało się z działa w losowo rozrzucone na ekranie serduszka na czas. Po jakimś czasie udało się, w wyniku różnych znajomości, znaleźć człowieka, który miał kilka programów "na krzyż". Żeby było weselej, gość ten nie miał oryginalnego Datasette, lecz korzystał z interface'u własnej produkcji, do którego podłączał magnetofon marki "Kapral". Odkupiłem od gościa wszystkie programy tzn. Pac-Man, Donkey-Kong, Bandits, Stix, Fort Apocalypse no i oczywiście Synth-Sample. Wszystko to było nagrane w trybie normal, bo o turbo nikt jeszcze nie słyszał. W tym czasie bardzo dynamicznie rozpowszechniał się wsród Polaków mikrokomputer ZX Spectrum i z czasem w naszej szkole otwarto pracownię komputerową bazującą na tym sprzęcie. Podczas ceremonii otwarcia pracowni na honorowym miejscu stał mój C64 grając przez wzmacniacz i kolumny melodyjki z Synth-Sample, które wówczas rzucały wszystkich na kolana. Największym moim cierpieniem był brak jakichkolwiek instrukcji graficznych w Basicu Commodore'a podczas gdy przebrzydli spectrumowcy rysowali sobie co chcieli, mając za nic nasz sprzęt. Żeby zagrać jakąkolwiek melodię na C64, zrobiłem player w Basicu, bo nie było żadnych gotowych instrukcji do obsługi dźwięku. Spectrumowcy mieli natomiast swój legendarny rozkaz BEEP. Nawiasem mówiąc, w tamtych czasach stworzyliśmy z kolegami powiedzenie " .... cienko BEEP'ać". Np. " Jak ci przywalę to będziesz cienko BEEP'ał." :-) 



Po długim okresie męki spotkałem wreszcie gościa, który miał specjalne nakładki na Basic komody dodające do standardowego Basica instrukcje graficzne "grafika @" i "grafika strzałka" (supergraphic 64). Od tego czasu zająłem się wraz ze swoim ojcem (sponsorem C64) pisaniem przeróżnych programów w języku Basic. 



Tu pragnę złożyć hołd mojemu ojcu Jerzemu Jeżewskiemu za niezwykły wkład jaki wniósł w moje życie, a co za tym idzie w zaistnienie QUARTET'u i pośrednio rozwój polskiej sceny. Mój ojciec był wspaniałym nauczycielem fizyki w Technikum Mechaniczno-Energetycznym, który zawsze wykorzystywał wszelkie nowinki techniczne czyniąc swoje lekcje niezwykle interesującymi. C64 wniósł za jego i moją sprawą zupełnie nową jakość w sposób prowadzenia lekcji, czego dowodem była niespotykana już dziś sympatia jaką darzą mojego ojca uczniowie przeróżnych roczników. Czy widzieliście w dzisiejszych czasach, aby uczniowie składali swoim obecnym nauczycielom niekończące się stojące owacje i to działając z zupełnego zaskoczenia, i bezinteresownie czyli spontanicznie na szkolnym korytarzu? Dość powiedzieć, że skupiliśmy się pierwotnie na zagadnieniach związanych z akustyką, bo C64 wydawał się być do tego stworzonym a następnie zahaczyliśmy i o inne działy. Wówczas to odkryłem możliwość przepuszczania dźwięku ze źródła zewnętrznego przez komputer co umożliwiało korzystanie z filtrów. 



W międzyczasie spectrumowcy gwałtownie rośli w siłę, a ja spotkałem kolesia, który przegrał mi TURBO wpisane z jakiejś gazetki komputerowej i to w Basicu (DATA i POKE). Sam wpadłem na to, że w tym turbo nie tylko można wczytywać programy ale i nagrywać. Prędkość z jaką zapisywało i czytało TURBO od razu powaliła mnie na glebę. Spectrumowcy zawsze drażnili mnie pokazując ile to gierek wchodzi na jedną kasetę, a ja wreszcie mogłem wziąć krwawy odwet. W TURBO mogłem nagrać prawie trzy razy tyle softu co na spectrum i tamci dostawali tzw. "zwiechy kopary" :) W szybkim tempie zaczęli się mnożyć użytkownicy C64 a co za tym idzie zostałem wprost zasypany różnym softem. W międzyczasie poznałem Silver Dream'a, człowieka dysponującego stacją dysków i najnowszym oprogramowaniem. Pamiętam jak podczas jednej z wczesnych audiencji puścił mi przez kolumny muzykę z Rambo. To był prawdziwy "kisiel w majtach". Wyszedłem z audiencji niespełna rozumu nie wierząc, że C64 może tak grać. Muszę zdradzić, że Silver Dream zawsze posiadał różne nowinki na C64, a od zarania dziejów utrzymywał kontakty z różnymi crackerami jak np. ABC, TMC itp. Silver do dziś jest jednym z nielicznych posiadaczy cartridge'a Action Replay MK5. Jest to cartridge, który o ile wiem nie został nigdy skopiowany przez rodzimych piratów bo nie składał się ze standardowych scalaków tylko zawierał tzw. custom chip. Wszystkie dostępne w Polsce wersje cartridge'y AR to tak naprawdę kopie MK4 ze zmienionymi napisami o czym mało kto wie. 



Skopiowałem pierwsze monitory pamięci. Tym najwcześniejszym był monitor napisany w Basic'u (tak tak). Z wielkim trudem zacząłem zgłębiać tajniki języka maszynowego gdyż nadal nie było żadnej literatury i większości rzeczy trzeba się było domyślać. Po kilku miesiącach zacząłem programować w assemblerze a koleś skombinował ksero książki "Manual Users Guide". W tamtych czasach kserowanie było rzeczą arcytrudną, gdyż komuna obawiała się powielania wywrotowych ulotek a kserokopiarki miały tylko najbogatsze zakłady pracy i to pod ścisłym nadzorem. Od dłuższego już czasu słyszałem o rozszerzeniu Basic'a o nazwie Simon's Basic i gdy wreszcie je otrzymałem, nie miałem zielonego pojęcia o jakie nowe instrukcje został poszerzony interpreter. Od czego jednak nosi się ten balon na końcu szyi. Przejrzałem pamięć zajmowaną przez Simon'sa monitorem i wynotowałem wszystkie zauważone rozkazy. Teraz tylko metodą prób i błędów sprawdziłem składnię każdej instrukcji i już wiedziałem wszystko. W ten sam sposób rozprawiałem się z każdym nowym językiem programowania zapełniając zeszyt unikalnymi notatkami. 



W miarę poznawania kodu maszynowego zacząłem pisać proste demka (wówczas proste demko zawierało scroll a otwarcie borderów to była już nie lada sztuka). Muszę tu wspomnieć, że w owych czasach grafikę dla mnie i dla Silver Dream'a rysował nasz kolega Gemsoft (Grzegorz Łuczak) i tu zaczyna się pewna inna anegdota. Otóż razu pewnego Silver zamieścił w swoim demku "Smusic" jakiś krzywy tekst skierowany do mnie. Ja w radosnym odwecie napisałem szybko demko "Revenge one", gdzie sprofanowałem obrazek motocykla zamówiony przez Silvera u Gemsofta oraz zamieściłem muzykę jaką po raz pierwszy wpisał Silver do soundmonitora korzystając z nut. Patryk jednak nie pozostał długo mi dłużny i napisał demko "Polsilver Dream", w którym moją karykaturę pociął żyletką marki Polsilver. Z ciekawostek mogę dodać, że Patryk jest człowiekiem z natury leniwym i nie chciało mu się rysować polskich fontów stąd tekst w tym demku napisany jest po polsku ale tak, aby nie było konieczności użycia żadnych znaków z ogonkami. 



Coraz więcej osób w szkole miało C64 i w efekcie tego założyłem kółko komputerowe, gdzie przekazywałem młodszym swoją bezcenną wiedzę. Trwała cały czas wojna spectrumowców z commodorowcami. Moim oponentem z ramienia spectrumowców był kolega z klasy Sambor Kuźma.



Obaj przechodziliśmy różne etapy ówczesnej komputeryzacji. Pamiętam całe dzionki przegiercowane u Sambora, kiedy to otrzymał grę "The Way of Exploding Fist" (pierwsze prawdziwe kung-fu z pełną gamą uderzeń i bloków oraz opcją dla dwóch graczy). Na Spectrum wychodziły różne arcydzieła w stylu "Knight Lore", gierka 3D z około setką komnat do przejścia czy "Nodes of Yesod" z digitalizą i muzyką symulującą trzy generatory dźwięku. Nie mogłem w żaden sposób nawrócić kolegi Sambora, aż do momentu ukazania się gierki "Uridium" na oba compy oraz emulatora ZX Spectrum na C64. Po tym mój przyjaciel skapitulował ostatecznie i nabył C 64. Obaj zaczęliśmy rzeźbić w kodzie maszynowym oraz uczęszczać co tydzień na pewną giełdę komputerową. Tam też spotkaliśmy Pawła Sołtysińskiego, który w samotności wznosił tryumfy na prawie nieznanym komputerku Commodore Plus/4. Sambor szybciutko nawrócił kolegę na C64 pokazując kilka sztuczek. Paweł czym prędzej opchnął to dziwadło i nabył prawdziwy C64. Z początku przychodził do nas z różnymi pytaniami dotyczącymi rejestrów VIC i SID, bo język maszynowy już znał. Uczył się jednak rewelacyjnie szybko i natychmiast zaczął pisać własne programiki w kodzie maszynowym. Któregoś pięknego dzionka wpadliśmy na pomysł, aby stworzyć grupę komputerową i w ramach niej rozwijać swoją wiedzę. Tak powstał QUARTET. Założycielami byli:


1. Polonus - Paweł Sołtysiński
2. Hi-Man - Sambor Kuźma
3. Jemasoft - Marek Jeżewski
4. Mr.Raf - Robert Turliński


Czwartym członkiem grupy został Mr. Raf - Robert Turliński. Człowiek znany również z giełdy, miłośnik różnych skomplikowanych gierek, które zawsze przechodził a także trochę koder, trochę grafik a przede wszystkim pasjonat. Tak razem rozpoczęliśmy naszą działalność, będąc bodajże jedyną grupą w Polsce. Działania nasze nie skupiły się na jakiejś ściśle określonej dziedzinie i każdy robił w zasadzie wszystko po trochu. Pisaliśmy demka, łamaliśmy gry, usprawnialiśmy działanie istniejącego software'u, przerabialiśmy wersje dyskowe programów na taśmówki, itp. Po pewnym czasie złapaliśmy kontakt z Glerc'kiem ze szweckiej grupy Science 451 i rozpoczęliśmy wzajemną wymianę softu za pomocą Poczty Polskiej. W ramach rozrywki jeździliśmy na giełdę do Warszawy, gdzie rozdawaliśmy nasz soft w zamian za inny. Tu spotkaliśmy się z bardzo nieprzyjemnym obyczajem kradzieży oprogramowania uprawianym przez pewne osoby. Do części naszych programów wpisały się jakieś dupki, używając cartridge'a AR4 lub Finala. Zobaczyliśmy też, iż niektórzy crackerzy w Warszawce chwalili się faktem połamania jakiejś gry podczas gdy był to zwykły freeze za pomocą cartridge'a. My propagowaliśmy zawsze czyste zasady łamania programów. Od freezowania zbierało nam się na wymioty. Byliśmy pierwszymi w Polsce twórcami programów kompresujących dane na C64, gdyż było to niezbędne dla naszej dalszej działalności.


Pierwsze procedury kompresujące i dekompresujące użyłem w demku "Jemasoft Show 1 i 2". Był to slideshow złożony z rysunków kolejnych faz rozbierania się panienek w strip pokerze. Ponieważ strip poker działał mi na nerwy (nie mogłem ograć panienki) wyprułem z niego wszystkie obrazki, które były jednak sprytnie zakodowane przez programistę, i zrobiłem slideshow pozbawiający panienkę kolejnej części garderoby po naciśnięciu spacji. Taka ilość rysunków nie mieściła się jednak normalnie w pamięci, dlatego każda z kolejnych faz jest dekompresowana.


Zdecydowanie najbardziej pracowity okazał się Polonus. Tempo jego pracy powalało wszystkich. Polonus potrafił przyjść na drugi dzień z gotowym nowym demkiem wieloczęściowym. Pamiętam scenę, jak spotkałem Polonusa przypadkowo w tramwaju i szepnąłem, że właśnie ukończyłem mój pierwszy kompresor danych. Na drugi dzień Paweł przyniósł świeżo napisany swój, ale z różnymi dodatkowymi wodotryskami. Innym razem Polonus wpadł do mnie na kwadrat skorygować kolorystykę w demkach i na moich oczach napisał następną część gaworząc sobie przy tym wesoło o dupie Maryni :)
Nadszedł wreszcie czas obrony prac dyplomowych oraz zdawania matury. Obaj z Samborem w ramach prac dyplomowych stworzyliśmy programy wspomagające nauczanie fizyki. Do tego celu wykorzystaliśmy graphic basic, który dawał szereg dodatkowych możliwości z animacją włącznie. Opis do prac dyplomowych wykonaliśmy na niezastąpionym edytorze o nazwie Font Master, gdzie uprzednio stworzyliśmy polskie czcionki. Strony tytułowe przygotowaliśmy na Geopaint'cie a wydruki screenów zrobiliśmy cartridgem Final II. Wszystko wydrukowaliśmy na drukarce igłowej Sambora Star NL-10 na papierze kredowym z przyłożoną kalką. Wyszło całkiem super jak na tamtejsze czasy.

Zaraz po zdaniu na studia, stałem się szczęśliwym posiadaczem Amigi 500 i cały mój zapał skupił się na niej. Wtedy również zrodził się pomysł stworzenia gazetki komputerowej KEBAB, zarówno w wersji na Amisię jak i na C64. Był to inny rodzaj przedniej rozrywki pozwalający podzielić się swoją wiedzą z innymi. Z czasem człowiek miał jednak coraz mniej czasu na zabawy komputerowe i tak nasza aktywność wygasła w sposób naturalny. Z przykrością jednak muszę stwierdzić, że systemy komputerowe tej rangi co Amiga i lepsze nie dają już tej dzikiej satysfakcji jaką przynosi napisanie kodu, który musi być wyżyłowany zarówno pod względem długości jak i szybkości działania. Nigdy już zapewne nie powstaną takie układy jak VIC i SID podatne na różne niestandardowe sztuczki w kodzie maszynowym, stwarzające pozory istnienia w C64 dodatkowego koprocesora. Wielokrotnie śmialiśmy się w gronie QUARTET'u, że projektanci tych scalaków nie mieli nawet zielonego pojęcia, jakie efekty da się z nich wycisnąć.


C 64 stanowi dla mnie niezwykłą pamiątkę wspaniałych lat młodości. Pamięć tamtych chwil wzbudza we mnie jakieś trudne do opisania uczucie, jakiego mogą zapewne doświadczać pierwsi odkrywcy. Nikt z nas nie potrafi zliczyć nocy spędzonych nad klawiszami, a jedynym tego śladem jest widoczny stopień zużycia sprzętu. Obecnie jestem ojcem czteroletniego syna, który zmusił mnie do przeproszenia się z komciem, chcąc sobie w coś pograć. Patrząc na zmagania syna, obudził się we mnie dawno już uśpiony duch. Migiem rozprułem ciekawą choć chyba niemożliwą do przejścia gierkę "Agent USA" i odnalazłem w kodzie wszystkie procedury odpowiedzialne za ilość i utratę kryształów, co pozwoliło mi wreszcie szczęśliwie dojść do końca. Patrząc jak malec bawi się starą gierką "Stix", od ręki dorobiłem do niej trainer mode w postaci nieśmiertelności oraz wybrania sobie dowolnej ilości żyć początkowych.

Ci, którzy nie mieli przyjemności doświadczyć początków komputeryzacji z racji późnego urodzenia, nigdy już nie zaznają tego niezwykłego smaczku i subtelnego wyrafinowania, jakie dawało programowanie pierwszych maszyn 8 bitowych. Programy z tamtych czasów to w dużej mierze software'owe arcydzieła (np. GEOS) nie mające żadnego odzwierciedlenia w czasach obecnych. Dziś programy pisze się byle jak, bo trzeba zdążyć na wczoraj a o optymalizacji kodu nikt nie myśli, bo zawsze w razie potrzeby można znaleźć jeszcze większy i szybszy komputer. O tempora, o mores.

Jemasoft / QUARTET